Pierwsza przeprawa Capote’a

Praktycznie zmiażdżona przez polską krytykę literacką nieznana i zarazem pierwsza powieść Trumana Capote’a „Letnia przeprawa” rzeczywiście nie jest arcydziełem. Tym bardziej jednak nie jest taką kichą, jak to niektórzy próbują przedstawić. Trudno pisać arcydzieła mając 19 lat, a w takim właśnie wieku był przyszły autor „Śniadania u Tiffany’ego”, kiedy pisał swój pierwszy utwór. Przez wiele lat uznawano rękopis „Letniej przeprawy” za zaginiony. Niespodzianka nastąpiła w 2004 roku, kiedy na aukcji u Sotheby’ego znalazły się nieznane dokumenty Capote’a. Książkę natychmiast wydano, przetłumaczono na kilka języków, więc polski czytelnik również ma okazję się z nią zapoznać.

Capote ukazuje dwoje ludzi z odmiennych światów – Grady i Clyde’a. Ona jest nastolatką z bogatego domu, on parkingowym urodzonym na Brooklynie. Ona – rozpuszczone, krnąbrne dziecko, on – po wojsku, z dość biednej, żydowskiej rodziny. Kochają się, są ze sobą, w końcu biorą ślub, w którym nie ma fanfarów i ryżu po wyjściu z kościoła. Zderzenie ich światów jest oczywiście bolesne zarówno dla niej, jak i dla niego. Jednak autor „Muzyki dla kameleonów” nie robi z tego hipertragedii oblanej łzami lub zdaniami w stylu „Kochanie, nigdy cię nie zostawię.” Można domyślać się już na początku, że koniec powieści nie będzie „happy endem”. Jednak nie zaliczyłbym tego na plus.

Z pozoru historia tych zakochanych jest rzeczywiście banalna. Pisarz jednak stroni od hipokryzji, nic w tej powieści nie jest zafałszowane, przelukrowane, różowe, naiwne. Życie w czystej postaci. Po drodze mamy jeszcze równolegle toczącą się historię przyjaźni Grady z tajemniczym w gruncie rzeczy Peterem, który w pewnym momencie uświadamia sobie, że czuje do niej więcej niż przyjacielską więź. Świetny jest fragment powieści z początkowego rozdziału:

Grady przez moment przeszyło przedziwne poczucie utraty: biedny Peter, znał ją nawet słabiej, zdała sobie sprawę, niż Apple, a jednak, jako że był jej jedynym przyjacielem, chciała mu powiedzieć: nie teraz, kiedyś. I jakby zareagował? Ponieważ był Peterem, wierzyła że kochałby ją jeszcze bardziej: a jeśli nie, niechaj morze pochłonie ich zamek, nie ten, który zbudowali, by schować się przed życiem, ten już się rozsypał, w każdym razie dla niej, ale inny, ten chroniący przyjaźnie i nadzieje.

Dobre? Według mnie bardzo dobre i chyba taki jest najlepszy komentarz.

Capote silił się również na zarysowanie rzeczywistość Ameryki lat pięćdziesiątych. To już wyszło najsłabiej w całej książce. Chociaż można dostrzec mentalność ówczesnych Amerykanów, – ich stosunek do uczuć, rodziny, wartości, kryteriów moralnych.

Czytając tę książkę można bardzo łatwo zauważyć charakterystyczny z późniejszych powieści Capote’a klimat i konstruowanie wydarzeń. Wniosek bardzo łatwy – pisarz, będąc młodym mężczyzną posiadał wielki talent, który potem znacznie się rozwinął. Ważną zaletą „Letniej przeprawy”, jak i późniejszych, sławnych powieści jest to, że czytelnik sam nigdy do końca nie wie, gdzie kończy się prawdziwa, zaobserwowana rzeczywistość, a gdzie zaczyna się wyobraźnia autora „Z zimną krwią”.

Ominięcie „Letniej przeprawy” pisarza, który na długo przed Allanem Ginsbergiem deklarował swój homoseksualizmem i zamiłowanie do narkotyków, z pewnością nie będzie ignorancją. Nie jest to ani na miarę Jelinek, ani na miarę Marqueza. Sądzę jednak, że czasem warto sięgać po takie właśnie książki, które jak to się potocznie mówi „dają do myślenia”. Każdemu również życzę, by mając 19 lat pisał takie rzeczy. Chociaż chyba lepiej nie… Mielibyśmy za dużo dobrych pisarzy.

Jakub Rawski