Obce kraje

Ja wiem, ja wiem – Francja to państwo w Europie Zachodniej, być może nie jest to odkrywcze, ale nie czepiajmy się, wczujmy się w encyklopedyczne klimaty. Republika Francuska jest unitarnym państwem demokratycznym, w którym ważną rolę odgrywa prezydent. Francja, posiadając trzeci po USA i Rosji arsenał nuklearny, jest jednym z najpotężniejszych państw świata. Jest również popularnym celem podróży turystycznych – średnio 75 milionów odwiedzających każdego roku mówi samo za siebie. Nazwa „Francja” pochodzi od germańskiego plemienia Franków, które zajmowało region po upadku Cesarstwa Zachodniorzymskiego. Aha i najważniejsze, bo o mało bym nie zapomniał Francja jest szóstym najlepiej rozwiniętym krajem świata i jedenastym w rankingu warunków życia, a towarzyszy jej hasło rewolucji francuskiej „liberté, égalité, fraternité” („wolność, równość, braterstwo”).

Uff… a tak bez żadnych pomocy naukowych – hmm kojarzę z nią Wieżę Eiffla i żaby, no może jeszcze Sekwanę. Ktoś może stwierdzić, że nie za dużo wiem… i ma racje! Z geografii orłem nie byłem a mieszkać we Francji też nie zamierzam, jak będzie potrzeba poczytam, poszukam i znajdę wszytko w stopniu dogłębnym.

A teraz zajmijmy się Włochami, „Państwem buta”… i to by było na tyle.

To tak tytułem wstępu, bo miało być coś związanego z Francją i Włochami… Jako, że spełniłem swoje zobowiązanie, przejdę do sedna i zacznę od nowa.

Ten tekst nie ma nic wspólnego z Francją i Włochami! Jeżeli to czytasz, robisz to na własną odpowiedzialność i nie znajdziesz tu nic o wyżej wspominanych państwach. Uwierz mi, dalsza część tego tekstu, to całkiem inna bajka, inny temat, inny świat.

Skoro to czytasz dalej, to albo mi nie uwierzyłeś i chcesz mnie sprawdzić, czy aby na pewno już nic nie wspomnę o Francji i Włoszech, albo rzeczywiście interesuje cię o czym to, w tak dziwny sposób, chcę napisać.

Przenieśmy się w inną przestrzeń, dla lepszego zwizualizowania pewnych doświadczeń. Głogów. Lokalny mały mostek, nad lokalnym rozlewiskiem, przy lokalnym strumyku w jakże bardzo lokalnym parku. Stoisz sobie na wspominamy mostku i błędnym wzrokiem obserwujesz pływające w dole ryby. Ze wszystkich sił próbujesz sobie wyobrazić, jakim cudem te ryby tutaj się znalazły i jak wpadły na ten głupi pomysł. Zawsze powtarzałem, że jakby dobrze zagospodarować to miejsce, mógłby wyjść przepiękny lokalny „Park Japoński” w stylu tego wrocławskiego – byłoby to genialne miejsce na dumanie i kontemplowanie bezsensownych tekstów, które usilnie i z widoczną przekorą próbują nas przekonać, że nie mają nic wspólnego z Francją i Włochami. Ludzie czasem są jak ryby…

A teraz, skoro już zwróciłeś uwagę (zakładam, że zwróciłeś) na drobnostki, na pewne aspekty codzienności, zastanów się, jak to jest, że pasjonują nas inne kraje, że wyolbrzymiamy ich znaczenie, ich wartości kulturowe i estetyczne? Jak to jest, że próbujemy uciec z otaczającego nas świata, nie próbując nawet go dogłębnie zbadać? Dlaczego tak trudno przychodzi nam zachwycenie się drobnostkami? Czemu kontakt z drugim człowiekiem, jakże często trudny i bezcelowy, zastępujemy ucieczką w miejsce, gdzie nikt nas nie zrozumie (nie ukrywajmy język polski nie jest powszechnie znanym), gdzie nikt nie będzie w stanie nas rozpoznać, czegokolwiek nam zarzucić czy w sumie czegokolwiek nam przekazać – nawet na pomoc nie trzeba odpowiadać, no bo nie rozumiemy, o co im chodzi. Czy to rzeczywiście chodzi o luksus swobody? Braku jakichkolwiek zobowiązań, nawet (a może w szczególności) etycznych?

Kiedyś we Wrocławiu, kiedy przyszła pora wracać do domu udałem się na PKP. Tłumy ludzi, wszyscy gdzieś się spieszą, mają pilne sprawy. Gdzieś w kącie grupka podejrzanie wyglądających osób.. co kryje się w ich sercach? Ile żalów, złości, zła… a ile marzeń i pragnień? Przechodząc nagle zobaczyłem znajomą twarz, którą widziałem gdzieś na studiach, gdzieś na moim kierunku, gdzieś na moim roku, a nawet czasem w mojej grupie.

Nie znałem jej, zawsze cicha, zamknięta w sobie, odizolowana od innych. Podszedłem do niej. W sumie nie wiem dlaczego, może po prostu aby sobie porozmawiać, a może było to coś więcej, może nowe doświadczenie miało mnie czegoś nauczyć?

Próbowałem wciągnąć ją w rozmowę, jednak nie udało mi się. Po dłuższej chwili mówienia zapadła cisza, taka dziwna cisza… Zapytałem się, czy nie przeszkadzam, odpowiedziała, że nie. Więc tak siedzieliśmy w ciszy. Chciałem dowiedzieć się czegoś więcej o niej, czegoś głębszego, nawiązać jakiś kontakt, ale.. nie potrafiłem… studiuję w jaki sposób komunikować się z ludźmi, a nie umiałem oswoić jej z moją obecnością, nie potrafiłem nawiązać głębszego kontaktu.

Już potem, gdy miałem już odchodzić, spojrzałem przed siebie. Nagle ujrzałem nasze odbicia – spoglądała na mnie, patrząc mi nie w oczy, a przed siebie, zerkając na profil mego odbicia… już później, w pociągu, napisałem krótki taki banalny wiersz:

spoglądamy na siebie w odbiciu lustra
tak ostrożnie by się nie zdradzić
bo boimy sie spojrzeć sobie
w głębię oczu i duszy

Teraz ktoś sobie pomyśli, że przesadzam i piszę od rzeczy, jakby to był wieki grzech wyjechać sobie do Francji, Włoch tudzież innych państw pozwiedzać – powtarzam ostatni raz: ten tekst nie jest o Francji, o Włoszech i jakimkolwiek innym państwie na mapie kartograficznej.

A może inne kraje są tuż za rogiem? Tuż przed wzrokiem codzienności? W drugim człowieku? A może cuda Francji i Włoch, to nic w porównaniu z tym, co kryje serce wypełnione uczuciami? Podobnie, jak w obcych krajach, drugiego człowieka – który jakże blisko jest nas – niesamowicie trudno nam spotkać, zrozumieć, doświadczyć i zaakceptować – mieć taką możliwość… Wędrować i umieć się odnaleźć, na obcych mapach ludzkiego serca… To dopiero jest sztuka!

Marcin Kopij