Po co ci to?

– Wiesz Mamo, myślę, że go trzyma przy mnie tylko to, że ma ze mną dziecko…

Dziecko bywa kartą przetargową, towarem który stanowi konkretną wartość w kontaktach międzyludzkich, w dobie konsumpcjonizmu wykorzystać można wszytko. Wszytko można przenieść na materialne odniesienie konkretnych zysków i strat – powstaje bilans i ostateczny rozrachunek, która opcja bardziej się będzie opłacać. Użyjmy szantażu, zagroźmy odizolowaniem, brakiem kontaktu, brakiem relacji… Być może wydaje nam się to straszne i nie do pomyślenia, jednak zdarzają się ludzie napotkani przypadkiem w pociągu, którzy nie obawiają się głośno wyrażać czasem barbarzyńskie i prawdziwe stwierdzenia. A dziecko? Dziecko siedzi przed komputerem zapominając słów: proszę, dziękuję, przepraszam.

– Weź przestań, olej to…

No właśnie, po co się zadręczać takimi błahostkami – odejdzie, jego strata (a może szczęście?); jesteś jeszcze młoda, przed tobą stado bezideowych samców, którzy tylko czekają, aby ich „przetestować”, będzie fajnie, zapomni się o problemach, o rodzinnej więzi, o wychowaniu. Relatywizm moralny bywa straszny, potrafi wytłumaczyć wszytko i skutecznie zagłuszyć wołające o zauważenie sumienie. Nikt mi nie będzie mówił, jak mam żyć i co mam robić, co jest słuszne, czego już nie wypada… Jeżeli komuś się coś nie podoba, trudno, ja i tak mam to gdzieś. I znów na drugim planie dziecko siedzące przed komputerem, samotnie wpatruje się w monitor i próbuje odnaleźć światy, w których jego osoba będzie dla kogoś coś znaczyć…

– O, właśnie, kupiłam sobie błyszczyk powiększający usta… Ale chyba nie działa.

Co zrobić, by zrekompensować sobie brak perspektyw na przyszłość, brak wartości moralnych, które wyznaczałyby odpowiednie ścieżki naszym czynom i relacjom międzyludzkim? Oczywiście, trzeba sobie coś kupić, najlepiej coś, co jest reklamowane w wyroczni, którą stanowi telewizja, bo przecież coś, co oglądają miliony osób, nie może być nieskuteczne. O nie, to nie te czasy, dziś towar nie wystarczy reklamować, dziś towar musi być skuteczny! Tym bardziej przeraża, że choć czasem jednak nie działa, to i tak znajduje się rzesza wiernych i święcie przekonanych o jakości danego produktu konsumentów. A co zrobić, by zadowolić naszą pociechę i aby nie przeszkadzała nam za bardzo w naszych rozmyślaniach nad własną osobą? Kupmy jej nową grę komputerową!

– A po co ci to?

Straszne słowa… Wprowadzają w konsternację, zmuszają do wysiłku umysłowego i zastanowienia się nad sensem otaczającego nas świata, nad ważnością przedmiotów i wyborem między tym, co niezbędne, a tym, co zazwyczaj ma za zadanie mile połechtać nasze własne ego. Po co ci dziecko wypudrowana kobieto? Skoro sprowadzasz je do rzeczy i traktujesz je tak samo, to czy masz do niego prawo? Fizycznie może tak, ale czy moralnie? Co trzeba zrobić, byś w geście rozpaczy dostrzegła, że oddalasz się, starzejesz i uciekasz w samotne szaleństwo… Kiedyś przyjdzie odwiedzić cię twoje dorosłe dziecko i z miną wykrzywioną grymasem niesmaku będzie w duszy odliczać czas do końca tej krępującej sytuacji. Po co ci to?

– A, w sumie, nie wiem po co… Wiesz ciekawe, jak tam mały…

Jest tam, czeka… Lub nie czeka, może właśnie cieszy się z tego, że może być sam, że nikt mu nie przeszkadza – a w szczególności jego matka, która i tak o nim nie pamięta. Rozmawiam z Tobą w myślach i zastanawiam się, ile rzeczy ominie to dziecko, ile możliwości… Choć może jednak wyjdzie na kogoś, może jeszcze nie wszytko stracone. Może jeszcze jest nadzieja, że w tym skromnym geście zauważenia, niby troski o istnienie pociechy, znajdzie się miejsce na nowe relacje, na zmianę wartości na te słuszne, ostatecznie na rozmowę i zapomnienie o własnej osobie na rzecz troski o przyszłość małej kruchej osoby…

– A co on zamierza? Chce pojechać do Niemiec, niech sobie jedzie i nie wraca…

I tak smutek wkrada się w serce, myśli wędrują ku osobom i miejscom, które dają nadzieję, że tak nie musi być, że nie wszytko stracone, że jest na tym świecie jeszcze miejsce na odrobinę nadziei i niewinności. Siedząc tak w pociągu i przysłuchując się tej rozmowie nie mogłem nie wtrącić się w nią, choćby tylko w umyśle, a potem na papierze. Gdzieś w sercu powstaje potrzeba, aby znaleźć ucieczkę od świata konsumpcjonizmu, od kultury masowej, od kultury pośpiechu, od mass mediów i nieustającej informacji. Naprzeciw mnie siedziała cicho młoda dziewczyna, skromna, niewinna i lekko uśmiechnęła się w moją stronę, bez słów i innych zbędnych gestów – może to właśnie w tym tkwi problem? Nie umiemy zachwycić się szczegółem, drobną, lecz jak bardzo ciepłą formą relacji z drugim człowiekiem, bez wymagań, bez skupiania się na własnym ja, bez sztucznych słów z wyraźnym i skromnym, ciepłym uśmiechem na twarzy.

Marcin Kopij