Ludzie, karaluchy i chęć przynależenia do grupy

Kim jestem?

Nie każdy zadał sobie to pytanie. Wielu z nas zapewne stwierdziło, że odpowiedź na nie jest oczywista. Jesteśmy osobami; posiadamy umysł i ciało. Koniec i kropka? Nie bardzo… Co w takim razie sprawia, że nie jesteśmy zwierzętami tylko istotami ludzkimi? Przecież zwierzęta też w pewnym sensie są świadome, odczuwają ból, posiadają uczucia… Bycie osobą jest związane z posiadaniem pewnych specyficznych zdolności i możliwości mentalnych, takich jak zdolność do rozwiązywania złożonych problemów, do kontrolowania ekspresji pragnień, planowanie i działanie na rzecz realizacji planów, poczucie przeszłości, posiadanie ideałów, złożonej samooceny oraz złożonych emocji, zdolność mówienia i rozumienia języka. To właśnie odróżnia nas od większości (a może od wszystkich?) zwierząt.

Każdy z nas, będąc osobą, jest czymś jednym. Nie jesteśmy tworami złożonymi z przypadkowo wybranych klocków, które nie zawsze do siebie pasują. Osoba to coś jednolitego; własności człowieka muszą być dopasowane i współdziałać razem w szczególny sposób. Jednakże to, że każdy z nas jest osobą, nie oznacza, że jesteśmy tylko mało znaczącą częścią jakiejś większej całości. Należymy do wielu grup, ale nasza egzystencja jest egzystencją indywidualnej osoby.

Zwierzę społeczne

Arystoteles twierdził, że człowiek jest z natury „zwierzęciem społecznym”. Uważał, że bez otaczającego nas społeczeństwa nie bylibyśmy prawdziwymi ludźmi. Trudno się z tym filozofem nie zgodzić – skłonność i zdolność do działań grupowych jest jedną z najbardziej uderzających ludzkich cech pod każdą szerokością geograficzną i w każdym czasie. Ludzie tworzą grupy z wielu powodów, wśród nich można wyróżnić trzy główne. Po pierwsze, silna potrzeba przebywania z innymi i przynależności społecznej, które sprawiają, że łatwo i chętnie tworzymy więzi z innymi nawet w niesprzyjających warunkach, utrzymujemy je pomimo kosztów, z trudem zrywamy, jeszcze gorzej znosimy ich brak, a wiele naszych najważniejszych uczuć i myśli jest związanych z relacjami z innymi ludźmi. Po drugie, grupy udzielają swoim członkom wsparcia społecznego, dzięki któremu ludzie nawzajem sobie pomagają oraz tworzą sieć kontaktów i związków postrzeganych jako źródło akceptacji, troski i ewentualnej pomocy w potrzebie. Po trzecie, w grupach działa efekt synergiczny (słynne „2+2=5”) i umożliwiają one realizację zadań, którym jednostka by nie podołała z powodu ich rozmiarów i stopnia komplikacji.

Są grupy i grupki

Czym jest grupa? W ogólności to dwie osoby lub więcej osób, które przebywają w tym samym miejscu w tym samym czasie. Zgodnie z tą definicją ludzie należący do grupy nie muszą ze sobą współpracować – wystarczy, że przebywają razem (np. pasażerowie autobusu); w takiej sytuacji mamy do czynienia z grupą niespołeczną. Zazwyczaj jednakże nie postrzegamy grupy jako zbioru przypadkowych osób. Uważamy, że stanowią ją ludzie, którzy mają jakiś wspólny cel do zrealizowania. W takiej zbiorowości ludzie współpracują ze sobą i są wzajemnie od siebie uzależnieni, ponieważ aby zaspokoić potrzeby i osiągnąć cel, muszą sobie wzajemnie ufać i wpływać na postępowanie wobec siebie; jest to grupa społeczna. Mamy zatem dwa główne rodzaje grup. Teraz czas na zadanie podstawowego pytania: w jaki sposób wpływa na jednostkę fizyczna obecność innych?

Kiedy obecność innych nas mobilizuje…

Aby odpowiedzieć na to pytanie, warto zajrzeć do jakiejś zaniedbanej kuchni. Można temu wierzyć lub nie, ale karaluchy się w tej kwestii nie mylą. W 1969 roku Robert Zajonc wraz ze współpracownikami zbudował dwa labirynty, które miały pomóc w badaniu wpływu obecności dużej liczby karaluchów na ich zachowanie. Badacze umieścili w urządzeniach źródło światła, które jest dla nich silnym bodźcem. Zadaniem, które musiał wykonać karaluch, było pokonanie trasy od startu do zaciemnionej strony pudełka. W tym momencie uważny czytelnik powinien spytać: jak udało się nakłonić insekty do wystąpienia w roli widzów? Karaluchy zostały umieszczone w przezroczystych pudełkach bezpośrednio obok trasy. Tym samym zostały zmuszone do biernego przyglądania się zmaganiom kolegi.

W sytuacjach, gdy mamy do wykonania proste zadanie (dobrze wyuczone), fizyczna obecność innych wzmacnia działanie; gdy zadanie jest trudne (nowe lub słabo wyuczone) – w obecności innych pracujemy gorzej. Potwierdziły to badania przeprowadzone na ludziach i zwierzętach (m.in. ptakach, karaluchach; znowu dylemat czy aż tak bardzo się różnimy od zwierząt…). Zjawisko to nosi nazwę facylitacji społecznej. Dlaczego jednak obecność innych wywołuje pobudzenie, w wyniku którego nasze działanie jest na wyższym poziomie, jeśli wykonywane zadanie jest proste? Istnieją trzy teorie wyjaśniające rolę pobudzenia w facylitacji społecznej.

Według pierwszej tezy obecność innych może nas ożywiać (podnosić poziom naszej witalności). W obecności drugiej osoby musimy być przygotowani, że uczyni ona coś, co będzie wymagało naszej reakcji, dlatego znajdujemy się w stanie wyższej gotowości.

Druga teoria podkreśla fakt, że często zastanawiamy się nad tym, co myślą o nas inni. Gdy zdajemy sobie sprawę z tego, że inni na nas patrzą i oceniają nasze postępowanie, odczuwamy obawę i napięcie (pobudzenie). Zatem w myśl drugiej teorii pobudzenie nie jest wywoływane bezpośrednio przez obecność innych ludzi, ale przez podejmowanie przez nich oceny naszego postępowania.

Trzecia teza głosi, że wzrost pobudzenia jest związany z rozpraszaniem naszej uwagi. Jest to stwierdzenie podobne do tezy pierwszej z tą różnicą, że kładziony jest nacisk na konflikt, jaki powstaje w związku z zakłóceniami podczas wykonywanego przez nas zadania.

Można zatem wysunąć wniosek będący dobrą radą dla studentów: przygotowujcie się do egzaminów samotnie (wtedy obecność innych może sprawić, że trudniej będzie wam się skoncentrować nad nowym materiałem), a jeśli macie taką możliwość – zdawajcie egzaminy w obecności kolegów.

…a kiedy uspokaja

W przypadku facylitacji społecznej obecność innych wysuwa nas na pierwszy plan i sprawia, że jesteśmy pobudzeni. Nie zawsze mamy jednak do czynienia z takimi sytuacjami. Czasem bycie z innymi może oznaczać wtopienie się w grupę i stanie się mniej zauważalnym. Powinno nas to uspokajać i sprawiać, że poczujemy się pewnie, gdyż nikt nie potrafi określić naszego działania jako działania jednostki i tym samym nie może nas ocenić. W związku z tym zmniejszamy swój wkład w pracę – to zjawisko psychologowie nazwali próżniactwem społecznym. Okazuje się, że sytuacja uspokojenia jest niejako dualna do facylitacji społecznej, ponieważ uspokojenie osłabia wykonywanie zadań prostych, lecz ułatwia wykonywanie zadań trudnych.

Zagubieni w tłumie

Obecność innych nie tylko może wpływać na jakość naszej pracy, ale również może prowadzić do deindywiduacji i utraty poczucia własnego Ja, w konsekwencji czego możemy utracić kontrolę nad własnym zachowaniem. Od dawna wiadomo, że zagubienie w tłumie może wyzwalać zachowania, o które siebie nawet nie podejrzewamy. Brian Mullen w 1986 r. analizując samosądy popełnione w USA w latach 1899-1946 odkrył pewną prawidłowość: im liczniejszy był tłum, tym większe wykazywał okrucieństwo, z jakim zabijał swoje ofiary. Można się zatem domyślać, że gdy tłum jest bardzo liczny, ludzie znajdujący się w nim mają większe poczucie anonimowości, co może powodować deindywiduację. Dlaczego zjawisko to prowadzi do impulsywnych i patologicznych czynów? Przeprowadzone przez psychologów badania wskazują dwie przyczyny: zmniejszoną odpowiedzialność za własne czyny oraz obniżoną samoświadomość.

Ograniczona odpowiedzialność może być wywołana obecnością innych lub być efektem przebrania. W miarę wzrostu prawdopodobieństwa przyłapania nas na wykonywaniu czegoś nieakceptowanego, tracimy na to ochotę. Występując anonimowo odczuwamy, że możemy się rozgrzeszyć ze skutków własnych czynów, zatem im większy tłum, tym bardziej ogranicza się odpowiedzialność jednostki za własne czyny. Okazuje się również, że noszenie munduru (traktowanego jako przebranie) może wzmagać naszą agresję.

Gdy nasza samoświadomość jest na wysokim poziomie, dobrze pamiętamy wyznawane przez nas zasady i system wartości. W momencie gdy samoświadomość staje się ograniczona, wzrasta ryzyko  postępowania niezgodnego z akceptowanymi przez nas zasadami. Kiedy może to się zdarzyć? Będziemy mniej świadomi siebie, jeśli poczujemy, że inni nie zwracają na nas uwagi. Również w warunkach dużej stymulacji ze strony otoczenia (owa stymulacja nas rozprasza) nasza samoświadomość się zmniejsza. Dodatkowo zażywanie narkotyków i alkoholu może ograniczyć świadomość siebie.

Czy zawsze muszą ujawnić się negatywne zachowania w stanie deindywiduacji? Nie traćmy wiary w człowieka – oczywiście, że nie. Wszystko zależy od kontekstu sytuacyjnego zachęcającego do negatywnego lub pozytywnego postępowania. Warto jednak uważać, doprowadzając ludzi do  deindywiduacji poprzez włączenie do tłumu, ubranie w strój unifikujący z innymi lub manipulowanie świadomością. Rozwścieczony tłum bywa gorszy niż stado karaluchów w kuchni…

Joanna Płaskonka

[1] Aronson Elliot, Wilson Timothy D., Akert Robin M., Psychologia społeczna. Serce i umysł, Zysk i S-ka 1997.
[2] McInerney Paul K., Wstęp do filozofii, Zysk i S-ka 1998.
[3] Wojciszke Bogdan, Człowiek wśród ludzi. Zarys psychologii społecznej, Scholar 2004.