Rafał Wojaczek, czyli o inności, która zapewniła nieśmiertelność.

„Moja nieśmiertelność jest krótka, ale pewna…”
(Byłem, jestem)

Poeta, pisząc te słowa miał rację, ale mylił się, jeśli chodzi o ową krótkość, gdyż w 37 lat po jego śmierci „legenda Wrocławia” jest ciągle żywa. Tyle właśnie czasu minęło od dnia, w którym dwudziestosześcioletni wówczas Rafał Wojaczek zażył śmiertelną dawkę środków farmakologicznych i opuścił ziemski padół. Po mozolnych poszukiwaniach wreszcie odnalazł „swoja szubienicę” i odszedł. Na zawsze pożegnano się z ciałem Rafała, jednak nigdy z jego duszą i talentem. Ciągle ma miejsce kult Wojaczka, jego poezja posiada bardzo liczne grono miłośników, a życiorys pełen ekscesów i skandali obyczajowych tworzy idealną dla niej oprawę. Wobec autora Sezonu ciężko jest pozostać obojętnym – i to zarówno w kwestii twórczości, jak i sposobu bycia, zachowania. Bogusław Kierc, autor książki Rafał Wojaczek. Prawdziwe życie bohatera, a także powiernik poety i spadkobierca jego dorobku literackiego, stwierdził, że Wojaczek był niewątpliwie twórcą natchnionym, przez którego przemawiała jakaś nadludzka siła. W wypowiedzi wspomniał także o swego rodzaju mistycyzmie, mającym objawiać się widzeniami, które miewał Wojaczek. Dwudziestokilkuletni natchniony alkoholik, posiadający „żółte papiery”. Czy między powyższym określeniem, a słowem „inny” można postawić znak równości? Zdecydowanie tak.

Rafał Wojaczek już jako nastolatek wyróżniał się spośród rówieśników. Najbardziej za sprawą stwierdzonej w szkole przez nauczycieli nadwrażliwości. Niewątpliwie spory wpływ na pogłębianie się tej cechy miało zamiłowanie młodego Wojaczka do literatury. Późniejszy okres życia, wkraczanie w dorosłość, wiąże się z częstym udowadnianiem światu swojej inności. Udowadnianiem, bo trzeba otwarcie przyznać, że Wojaczek świadomie kreował swoją legendę. Ma się wrażenie, że przez jego utwory wychodziło z ciała bolące życie. Życie, na które chciał zwrócić uwagę innych „ubarwiając” je pijackimi wybrykami i ekscentrycznymi zachowaniami, a miał ich na swoim koncie dość sporo. Bolesław Nowicki, przyjaciel Wojaczka z czasów wrocławskich, współtowarzysz nadodrzańskich libacji, po latach stwierdził, że nie było takiej rzeczy, której Rafał nie byłby w stanie zrobić. Powiedział także, że dla niego Wojaczek nie był żadnym skandalistą. Był pijącym alkohol, takim samym jak on i inni, którzy zaglądali z nim do butelki. Nowicki wspomina także, jak Wojaczek czytał im podczas pijackich spotkań swoje wiersze i podkreśla przy tym, że był on bardzo ceniony przez to dość specyficzne audytorium. Według Nowickiego Wojaczek nie wyróżniał się z tego grona niczym szczególnym. Robił wszystko to, co robili inni miłośnicy spirytusu salicylowego. Potrafił pogryźć szklankę, pociąć nożem klatkę piersiową, spoliczkować na dworcu przypadkowego pasażera pociągu, czy powiesić szatniarza w restauracji na wieszaku. „Polski James Dean”, bo tak też zwykło się mawiać o autorze Innej bajki, był częstym gościem aresztów policyjnych, w których zazwyczaj kończyły się jego pijackie wybryki. Jednym z najsłynniejszych jest zajście, kiedy to Wojaczek opuścił knajpę, wychodząc przez szybę w witrynie. Po co to zrobił? Można przypuszczać, że nawet on sam nie byłby w stanie udzielić na to pytanie jednoznacznej i konkretnej odpowiedzi. Chyba należy to potraktować jako efekt upojenia alkoholowego i kolejne zaznaczenie swojej obecności w społeczeństwie, swego rodzaju przypomnienie, że „Wojaczek nadal jest wśród was”. Do listy „wojaczkowych wyczynów” dopisać jeszcze można skok z drugiego piętra, a także wielokrotne próby samobójcze. Ostatnich siedem lat życia, które poeta spędził we Wrocławiu to także ciągłe przeprowadzki, brak stałego zatrudnienia, chodzenie od wydawnictwa do wydawnictwa, a także zamieszanie w sprawach uczuciowych. Podczas pobytu w klinice psychiatrycznej, gdzie obserwowano go pod kątem schizofrenii, poznał pielęgniarkę, z którą wziął ślub. Małżeństwo, którego owocem jest córka Dagmara Joanna rozpadło się już po pięciu miesiącach. Bogusław Kierc powiedział, że w ostatnim okresie swojego życia Rafał niejako zbliżał się ku właściwej drodze, chciał wreszcie wyjść na prostą, ustatkować się i podobno planował kolejny związek. Niestety w nocy z 10 na 11 maja 1971 roku przekreślił swoje dotychczasowe zamiary i plany popełniając samobójstwo. Przy nieżyjącym Wojaczku znaleziono kawałek kartki, na którym dokładnie wypisał dawki i nazwy zażytych leków. To trochę tak, jakby chciał ułatwić lekarzom uratowanie siebie, na co być może liczył, a co się nie powiodło. Ciężko jest powiedzieć, czym miała być ta śmierć. Jedni mówią, iż było to dokonanie żywota godne poety tragicznego, niespokojnego ducha, który nie widział już dla siebie miejsca wśród żywych. Jeszcze inni uważają, że Wojaczek po raz kolejny chciał pokazać, że flirt ze śmiercią jest możliwy i że potrafi w ostatniej chwili wyrwać się z kościstych rąk „bladej pani”. Podobny rozdźwięk ma miejsce w kwestii twórczości Wojaczka. Niektórzy są zachwyceni tą momentami obsceniczną i kontrowersyjną poezją, widzą w nim geniusza; inni mają przed oczami jedynie obrazoburcę, pozbawionego dobrego smaku i potrafiącego za pomocą słów skutecznie zniesmaczyć odbiorcę. O ile można dyskutować na temat wartości tej poezji, to bez wątpienia można przyznać, że jest ona tak, jak jej autor nieśmiertelna.

Rafał Wojaczek to człowiek łączący w sobie zarówno cechy mistrza kunsztu poetyckiego, jak również ekscentryka i skandalisty. Daje nam to obraz osobnika rozchwianego emocjonalnie, niepotrafiącego znaleźć dla siebie odpowiedniego miejsca w społeczeństwie, który za sprawą wierszy niejako wydobywał ze swojego wnętrza to wszystko, co dręczyło i uwierało jego duszę, a o czym nie potrafił wprost powiedzieć. Wiele osób zarzuca Wojaczkowi właśnie to, że skupiał się on jedynie na przekazaniu swoich osobistych odczuć i sposobu widzenia świata. Chyba właśnie na tym polegała owa „inność”, która zagwarantowała nieśmiertelność i spowodowała, że czytelnicy ciągle interesują się życiem i chętnie sięgają po poezję autora Sezonu. Pamiętają i będą pamiętać o Rafale Wojaczku, człowieku, który nie bywał inny, ale był taki przez cały czas, bez względu na to, jak wielkie piętno odcisnęło na jego życiu nosicielstwo tej cechy. Życiu, którego płomień zdecydowanie zbyt wcześnie zgasł.

Monika Stopczyk