Włoskie historie na Dolnym Śląsku zabarwione czerwienią

Nie trzeba daleko wyjeżdżać, aby odnaleźć tajemnicze zakątki czy malownicze zamki i pałace. Wystarczy tylko trochę oddalić się od domu, aby odkryć niezwykłe miejsca. Historia Dolnego Śląska nie należy do nudnych; w wyniku kolei losu zmieszały się tutaj wpływy wielu różnych kultur. Swój udział w jej tworzeniu mieli również Włosi.

Cmentarz żołnierzy włoskich

Mały, zadbany cmentarz znajdujący się w parku przy ulicy Grabiszyńskiej nie jest zbyt często odwiedzany przez wrocławian z dwóch powodów. Po pierwsze, niezbyt wiele osób wie o jego istnieniu. Po drugie, spoczywają na nim włoscy żołnierze. Stanowi on, wraz z niewielką kwaterą grobów dziecięcych, znajdującą się przy pętli tramwajowej, jedyny zachowany element dawnej nekropolii, powstałej w 1916 roku na południowym skraju najstarszej części kompleksu cmentarnego.

24 października 1917 roku Włochy poniosły klęskę w bitwie pod Caporetto (teren obecnej Słowenii). Kilka tysięcy włoskich żołnierzy zostało wziętych do niewoli przez Niemców. Byli przetrzymywani w obozie jenieckim koło Wrocławia oraz w innych miastach Dolnego Śląska i wschodnich obszarów Niemiec. Szczątki tych żołnierzy, którzy umierali z powodu chorób, wycieńczenia, trudnych warunków bytowych, złożono na cmentarzu powstałym na wydzielonej z Cmentarza Grabiszyńskiego III kwaterze numer 50. Budowę cmentarza rozpoczęto w roku 1927, a jej koszty pokrył w całości rząd włoski. Obecnie na cmentarzu spoczywa 1016 żołnierzy zmarłych w trakcie I wojny światowej oraz 20 żołnierzy pochowanych w 1943 roku, którzy zostali wzięci do niewoli po zamachu stanu dokonanym przez marszałka Badogliego i najprawdopodobniej rozstrzelani we Wrocławiu.

Na środku cmentarza stoi pięciometrowy pomnik ozdobiony czterema krzyżami, którego projektantem był Angelo Regretti. Na obelisku widnieje napis: Pax. L’Italia ai suoi figli caduti nella guerra mondiale MCMXV – MCMXVIII (wł. Pokój. Włochy swoim synom poległym w wojnie światowej 1915-1918).

Krwawy magnat

Horatius von Forno miał usposobienie niczym wulkan. Z pochodzenia był wszakże Włochem. W 1651 roku kupił zamek w Leśnicy, który stał się jego domem. Do ulubionych zajęć tego jegomościa zaliczano dręczenie i maltretowanie służby. Najchętniej bił, policzkował i ciął batem Bogu ducha winnych lokajów i pokojówki. Pewnego feralnego dnia, służący, nalewając mu wina, niechcący rozlał odrobinę trunku. Rozwścieczony magnat chwycił za nożyk do obierania owoców i wbił przerażonemu słudze w brzuch. W ataku złości wypchnął zakrwawionego służącego przez okno z drugiego piętra, który – jak łatwo się domyślić – zmarł na miejscu. Po tym zdarzeniu na podłodze została plama z krwi, której nie dało się wywabić. Okrutny hrabia kazał przykryć to miejsce na posadzce kobiercem i zakazał wspominać zmarłego. W zamku zapanowała atmosfera strachu, a zastraszone pokojówki siedziały cicho w obawie przed gniewem Horatiusa.

Dręczenie służby nie było jedynym zajęciem magnata. Na co dzień pełnił rolę starosty śląskiego zajmującego się rekatolizacją Śląska. Po pokoju westfalskim kończącym wojnę trzydziestoletnią, Wrocław otrzymał prawo wolności wyznania, a cesarz zezwolił na budowę trzech kościołów ewangelickich na Śląsku. Jednakże protestanci byli pełni obaw. Horatius von Forno był znany jako oddany Habsburgom fanatyk. Wiele osób (łącznie z obsługą zamku) marzyło o jak najszybszej śmierci hrabiego . Powodem ich radości był fakt, iż nie musieli długo na to wydarzenie czekać. Minęły trzy lata od momentu kupna zamku, gdy magnat nagle zmarł.

Protestancka rada nie zezwalała katolikom na publiczne pogrzeby, jednakże w przypadku magnata zrobiła wyjątek. Jego pochówek był dla wielu ważnym wydarzeniem – szczególnie dla służby, która myślała, że od tego momentu zapanuje w zamku spokój. Historia Horatiusa nie byłaby zapewne aż tak ciekawa, gdyby nie fakt, iż hrabia powrócił do zamku jako duch. Zamieszkał w parku, skąd dobiegające jego krzyki i przekleństwa „umilały” życie służbie. Straszliwy jegomość wkrótce zażądał jedzenia. Czekał w parku codziennie na obiad, ale mimo iż chciał słono płacić za posiłek, nie było zbyt wielu chętnych, aby mu go przynosić. Rozzłoszczony hrabia postanowił zaatakować znienacka – zamieszkał w swoim portrecie w zamku i straszył sprzątające pokojówki. Krążą dwie wersje zakończenia tej historii. Jedna mówi o pojawieniu się egzorcysty, druga – o upadku portretu, który spowodował wygnanie ducha.

W ślady słynnego ojca poszedł jego syn, Karl Anton von Forno, który również uwielbiał pastwić się nad ludźmi, szczególnie nad młodymi, ładnymi pokojówkami. Kiedyś nawet uciekająca przed nim służąca wolała umrzeć, skacząc do Bystrzycy, niż oddać się w jego ręce.

Spokój na zamku w Leśnicy zapanował dopiero, gdy jego właścicielami stali się krzyżowcy z czerwoną gwiazdą.

Joanna Płaskonka