Stypa na wesoło

Niedawno na scenie GRAALA odbyła się niecodzienna stypa. Wierni, ubrani na czarno widzowie, reżyser oraz młodzi adepci Teatru bez Odpowiedzi II żegnali swoich starszych kolegów. Cezary Jankowski, Iza Palicka oraz Krzysztof Frąszczak niebawem staną się maturzystami i wyfruną w świat. Nadszedł więc czas pożegnania… Żegnano też obsługującą światła Monikę Ambryszewską.

W czasie stypy widzowie mieli okazję ujrzeć weteranów Teatru bez Odpowiedzi II w różnych rolach. Wystąpili oni w swojej ostatniej sztuce pt. „Q”, gdzie mogli najlepiej popisać się swoimi umiejętnościami, ale zaprezentowali też fragmenty dawnych sztuk m.in. „Fedry”, „Uwiedzionej”, „Idioty” i in.

Nie o warsztacie teatralnym, technikach gry, talencie lub błędach w sztuce aktorskiej chciałbym przy tej okazji napisać. Ale o czymś zupełnie innym. O znaczeniu, jakie w życiu młodych ludzi może mieć teatr. O atmosferze, jaka panowała w czasie tego wieczoru, o tej swoistej, dziwnej wspólnocie…

Teatr amatorski jest zjawiskiem szczególnym. Nie jest miejscem nastawionym na naukę zawodu, na zdobywanie wiedzy. Owszem, rozwija różne umiejętności, jak np. technika emisji głosu, ruch sceniczny, pantomima itp. W niektórych teatrach może to właśnie jest najważniejsze. Ale są takie teatry, które tworzą coś więcej. Stają się swoistą wspólnotą, gdzie rodzą się przyjaźnie, gdzie najważniejsze jest bycie ze sobą, gdzie można się otworzyć i głębiej poznać siebie. Teatr to oprócz rzemiosła świetna zabawa, swoista psychoterapia, miejsce spotkań, wspólne wyjazdy, radości, stresy, wygłupy. Ci, którzy tego doświadczyli, zawsze już potem tęsknią do owej wspólnoty. Takim teatrem wydaje się być właśnie Teatr bez Odpowiedzi II prowadzony przez Piotra Moso-nia. To się czuło.

Stypa była przede wszystkim świetną zabawą. Scenki zostały tak dobrane, że publiczność naprawdę miała się z czego śmiać. Bawili się i aktorzy i widzowie. Bardzo sympatycznym momentem było pojawienie się Piotra Mosonia w niecodziennej, przekomicz-nej roli uwodziciela w duecie z Izą Pa-licką. Stworzyło to atmosferę partnerstwa, „zrównania” w prawach reżysera z aktorami. Było jakby wyznaniem: „Siebie też umiem wziąć w nawias!” Czuło się, że między Piotrem a wykonawcami jest nić przyjaźni, że nie dzieli ich dystans, ale łączy wzajemna sympatia. Wyrazem tego były kolejne niespodzianki – dowcipne dyplomy pożegnalne wręczone przez Piotra odchodzącym aktorom oraz figurka Oskara dla „najlepszego reżysera” od Izy, Cezarego i Krzysztofa. Na tej stypie sporo było śmiechu, ale niemało też wzruszeń…

Swoistą rolę tego wieczoru odegrali też młodzi adepci sztuki aktorskiej. Jedni odchodzą, drudzy przychodzą- takie jest prawo ruchów amatorskich, takie jest prawo życia. Stypa została okraszona mini-występami młodych następców, a punktem kulminacyjnym okazała się scena rodem z mrocznych horrorów… W ciemności rozświetlanej blaskiem świec, w ponurym, ale i pięknym korowodzie czarno-białych postaci na scenę „wpłynęły” trzy trumny.

– „Taki będzie los tych, którzy opuszczają teatr”- obwieścił złowieszczo Głos i… starzy aktorzy złożeni zostali do trumien. Wieka zapadły. Posypał się na nie autentyczny piach wniesiony na srebrnych talerzach. Jego dźwięk przyprawiał o dreszcze… Być może niektórych to raziło. Uważam jednak, że teatr ma swoje prawa. Jeśli nie zostaje przekroczona granica taktu, bezpieczeństwa – może sięgać po różne atrybuty. Już u Mrożka w „Tangu” na scenie królował katafalk. I nikomu to nie przeszkadzało.

Zabawa miała swoje przedłużenie na bankiecie, gdzie młodzi i „starzy” utworzyli wspólny krąg i sycili się jeszcze swoją obecnością. Na pewno odchodzący członkowie teatru długo nie zapomną tej stypy i nieraz będą o niej wspominać, i tęsknić do takich chwil. Oby ta bliskość, jaką czuło się w ten udany wieczór, pozostała w nich jak najdłużej. I ta radość, którą tak szczodrze obdarzyli publiczność.

Joanna Lehman
MIT 5(20) – maj 1996